rr Strona główna
cc O klubie
Historia, reaktywacja
Dane klubu
Sponsorzy
Przyjaciele
Współpraca
Zapisy
rr Beata Małek
rr Galerie
2007
2006
2005
2004
Nowy Sacz
::R.E.K.L.A.M.A::
Witamy serdecznie na stronie Sądeckiego Towarzystwa Sportowego SUPERFIGHTER!
Wydarzenia

15.10.2004 : Mocno bijąca kobieta

Mocno bijąca kobieta


Są dwie Beaty Małek. Jedna, ta którą spotkasz na ulicy. Wysoka, przystojna, proporcjonalnie zbudowana młoda kobieta. O miłej, zazwyczaj uśmiechniętej buzi, okolonej wianuszkiem misternie uplecionych dredów, przylepionych do kształtnej główki.
Pomyślisz, że to jedna z wielu dziewczyn, które pół dnia spędzają przed lustrem, zanim wyjrzą, jaka dziś pogoda, podumają, co na siebie włożyć i zastanowią się, czy aby nie za wiele kalorii zawierało śniadanie. W istocie, ta Beata żyje na sposób niczym nie różniący się, wręcz identyczny do jej rówieśnych. Dom, kiedyś szkoła, dzisiaj praca w prywatnej firmie brata, póĽniej trochę przyjemności: wyskok na dyskotekę, do kina, które szczególnie sobie upodobała, randka z chłopcem, dom. I nazajutrz ponownie: dom, praca, trochę przyjemności...

Jest jednak i Beata druga. Ta, niczym Stevensonowski pan Hyde, rodzi się w salach treningowych w Studio Odnowy Biologicznej Dariusza Dorbacha przy ul. Lwowskiej i w Wyższej Szkole Biznesu-NLU. Z twarzy znika uśmiech, dżinsy zastępuje dres, na dłoniach skórzane rękawice. Intensywna rozgrzewka, kilkadziesiąt przysiadów, pompek, trochę walki z cieniem, ciosy na tzw. tarczę i najczęściej sparing. Przeciwnicy - wśród dziewcząt równych sobie nie znajduje - nie wyglądają po nich jak mężczyĽni przygotowywani do konkursu Mister Universum...

Bo Beata jest też bokserką. I to nie byle jaką. Sławy Iwony Guzowskiej czy Agnieszki Rylik jeszcze nie zdobyła, można jednak iść o zakład, że zapewne już niedługo odsunie w cień utytułowane prekursorki.

Właściwie sama nie wie skąd i kiedy się to wzięło. "To", czyli upodobanie do walki wręcz. Wychowywała się przecież w zgodnej, spokojnej rodzinie, w której może się i nie przelewało, ale też na biedę narzekać grzechem by było. A już o jakiejkolwiek agresji nie mogło być mowy. Bronić się więc przed nikim nie musiała. Pewne zasługi w póĽniejszych dokonaniach Beaty przypisać sobie może starszy brat Andrzej, który chodził gdzieś na siłowe treningi. Opowiadał wieczorami siostrze o miłym uczuciu zmęczenia po forsownym wysiłku, o satysfakcji z odnoszonych sukcesów, wspominał też o goryczy porażki. Spodobało jej się to na tyle, że w końcu przemogła wstyd i zgłosiła się do szkółki bokserskiej o dumnej nazwie Tiger Kick, prowadzonej przez... artystę malarza Ryszarda Miłka.

To był rok 1999. Początki, jak to wszędzie i dla każdego, łatwe nie były. Nieraz dostawała porządnie w skórę, czasem łzy złości i bólu aż same cisnęły się do oczu, ale wytrwała. Kiedy po upływie dwóch lat Miłek coraz wyraĽniej zaczął ciążyć ku swej drugiej życiowej pasji - plastyce, podopiecznych pozostawiając trochę samym sobie, Beata zdecydowała się na zmianę trenera. To był czas upadku Superfightera, pierwszoligowego klubu bokserskiego, którego mecze przyciągały do hal setki spragnionych męskich emocji sądeczan. Jego twórca Radosław Pietrzkiewicz miał akurat trochę więcej wolnego czasu. Przyszła więc któregoś dnia do studia odnowy przy Lwowskiej i... tak już zostało.

- Beata bardzo niewiele wówczas potrafiła, popełniała mnóstwo błędów - przyznaje Radek. - Dostrzegłem w niej jednak rzadko dziś spotykaną u początkujących sportowców chęć do pracy. Początkowo trenowaliśmy trzy razy w tygodniu. Pomyślałem, że to trochę za mało, swoimi obowiązkami podzieliłem się więc z Jerzykiem Galarą, prowadzącym do dzisiaj zresztą istniejący Sądecki Klub Bokserski. Uznałem w końcu, że dość już tego kiszenia się we własnym sosie, że czas rzucić Beatę na głębsze wody.

Pojechała więc niedoświadczona zawodniczka na pierwsze w historii mistrzostwa Polski kobiet w boksie. Start w Tarnowie nie mógł się skończyć inaczej. Już w pierwszej walce przegrała z Koszelą z PKB Poznań. Jak na ironię, porażka ta równoznaczna była z brązowym krążkiem. W kategorii Beaty do rywalizacji zgłosiło się bowiem wówczas tak niewiele zawodniczek, że już sam udział w zawodach równoznaczny był z medalem.

W marcu 2002 krajowy czempionat rozgrywany był w Zawierciu. Tam Beata startowała już znacznie bardziej pewna swych możliwości. I rzeczywiście. Przez turniej przeszła jak burza, po raz pierwszy okalając się mistrzowskim pasem. Sukces ten powtarzała jeszcze dwukrotnie: w lutym 2003 i 2004 w szczęśliwym dla niej Grudziądzu. W krajowym ringu niepokonana pozostaje zatem od przeszło trzech lat.

Te wewnętrzne sukcesy stały się tak częste, że aż przestały być dla niej Ľródłem radości. Na arenie międzynarodowej zadebiutowała podczas turnieju im. Ahmeta Comerta w Turcji, gdzie dotarła do półfinału. Jeszcze lepiej powiodło się sądeczance za zawodach w węgierskim Pecsu. Tam sięgnęła po drugą lokatę.

W pażdzierniku 2002 r. przyszedł czas na pierwszy poważny egzamin. Mistrzostwa świata, których gospodarzem była Turcja, zgromadziły na starcie wszystkie najlepsze zawodniczki globu. W tej sytuacji ćwierćfinał, w konsekwencji miejsce 5-8, uznać należy za sukces Beaty. A mogło być znacznie radośniej.

Na jej drodze do strefy medalowej stanęła Francuzka, póĽniejsza zdobywczyni złotego medalu - kontynuuje Radek. - To nie była walka. Masakra - to słowo jest chyba najwłaściwsze. Zawodniczki niemiłosiernie się okładały i trudno doprawdy było wskazać lepszą. Sędziowie musieli jednak wytypować zwycięzcę. Wybrali bardziej utytułowaną rywalkę. Ale już po turnieju ta przyznała, że w trakcie boju z Beatą były takie momenty, kiedy dosłownie bała się o swe życie.

Również w ćwierćfinale zakończyła Małkówna swą przygodę z czempionatem Europy, odbywającym się na Węgrzech. Z tą tylko różnicą, że tym razem przegrała na własne życzenie. Zlekceważyła chyba bardzo słabą w istocie Turczynkę, a kiedy zorientowała się, że coś idzie nie tak, było już za póĽno. Porażka nie tylko ją rozwścieczyła. O mało nie doprowadziła do zakończenia kariery. O tym, że nie warto się załamywać przekonali ją nie bez trudu pospołu Pietrzkiewicz i Czesiek Bocheński, inny sądeczanin zwariowany na tle boksu.

Węgierskie niepowodzenie powetowała sobie Beata wkrótce w reprezentacji Polski zwycięskimi potyczkami stoczonymi podczas międzypaństwowych konfrontacji z Włochami, Ukrainą i dwukrotnie z Węgrami.

*****

Beata nie lubi "bezinteresownej" przemocy. Nigdy na nikogo bez powodu ręki nie podniosła. Między astronomiczne, przez zawistników z brudnego palucha wyssane bzdury należy włożyć pogłoski o jej podwórkowych bójkach toczonych o pieniądze. Pietrzkiewicz tylko się uśmiecha.

- Rzeczywiście, dziewczyny chętnie się teraz leją po twarzach - powiada. - Chętniej niż chłopaki. I to nie na żarty. Kiedy w grę wchodzi gotówka, nie ma zlituj się, nie ma uproś. Ale to nie Beata. Wiem za to jedno: żadnemu śmiałkowi nie radziłbym zaleĽć jej, albo komuś, kogo lubi, za skórę. Potrafiłaby zrobić krzywdę...

*****

Nowy etap w sportowym życiorysie Beaty rozpoczął się z początkiem bieżącego roku. Trochę znużona monotonią ćwiczeń typowo bokserskich, spróbowała sprawdzić się w kickboksingu. Na "dzień dobry" wygrała toczone w Lublinie zawody o Puchar Polski. Sukces ten zaowocował powołaniem do kadry narodowej na turniej o Puchar ¦wiata na Węgrzech. Bezdyskusyjne zwycięstwo Małkówny było sensacją międzynarodową. Bliżej nieznana Polka w pył rozbiła wszystkie rywalki, urastając w ten sposób do roli faworytki w planowanych na paĽdziernik mistrzostwach Europy w Serbii. Kolejny pucharowy występ we Włoszech wypadł z marszu, nagle, bez jakichkolwiek przygotowań. Ale i na Półwyspie Apenińskim dotarła do finału, gdzie nie sprostała od lat specjalizującej się w kickboksingu, piekielnie mocno kopiącej Fince. Beata powiada, że była to jej najcięższa dotąd życiowa próba w ringu.

*****

Strach? Nie zna tego pojęcia. W ringu przed żadną rywalką nie pękała. Jednego, czego się obawia, to społecznego rezonansu jej niepowodzeń. Martwi się, co o występach powiedzą najbliżsi, jak ocenią jej postawę. Może właśnie dlatego jest tak oszczędna w publicznych wypowiedziach.

Nie ma co ukrywać, że ciężko się z nią pracuje - to jeszcze raz Pietrzkiewicz. - Ma perfidnie poukładaną, skomplikowaną psychikę. Niezmiernie obawiałem się, jak przyjmie frajerską porażkę w finale mistrzostw Polski w kickboksingu z Katarzyną Furmaniak z Siedlec. Przez to niepowodzenie nie pojechała na mistrzostwa Europy, skąd miała przywieĽć któryś z medali. W ten sposób straciliśmy najważniejszą imprezę sezonu. Całą roczną pracę, okupioną ciężką kontuzją, póĽniej operacją kolana, diabli wzięli. Bardzo się więc bałem, czy dziewczyny to nie podłamie. Ale nie, wręcz przeciwnie. Jeszcze nigdy dotąd nie widziałem takiej determinacji w jej treningach. Najwidoczniej bardzo się zmieniła, wydoroślała. Ma już przecież 21 lat.

*****

Państwo zapewne zauważyli, że ani razu w niniejszym tekście nie pojawiła się wypowiedĽ Beaty. Choć spędziliśmy z nią sporo czasu, zaledwie dwa razy wspomniała o sobie: przyznała, że ma chłopaka, którego imienia nie zdradzi, ale który nie ma nic przeciwko jej bokserskim pasjom, a także zapewniła, że po porażce w finale MP w kickboksingu "ona im jeszcze pokaże". Dobrze przynajmniej, że komunikatywny jest jej trener. W przeciwnym wypadku reportaż ten by nie powstał. Bo taka właśnie jest Beata: wielka niemowa. Nieprawdopodobnie skryta w sobie, za grosz nie okazująca uczuć. Nie znosi po prostu znajdować się w centrum towarzyskiego zainteresowania. Znacznie bardziej "wymowna" jest za to w ringu...

„Dziennik Polski Nowosądecki”.

autor: halski

Komentarze(0)



imie/nick:
mail: (opcjonalnie)

emotki:

smile wink wassat tongue laughing sad angry crying 

| Usuń

 
Przegląd Ligowy
PolskiRing.com
BoksKobiet.com
SportyWalki.Pl
PolskiBoks.pl
Boxing.Pl
BoxingForum.Pl
Onet o boksie
Interia o boksie
Katalog stron o boksie
Strona PZB
Strona PZKB
Strona MZB
 
 
Wytwórnia Lodów "LWOWIANKA"
Urząd Miasta
Nowego Sącza
MPEC Sp. z o.o.
Dziennik Polski
Nieruchomosci FORTUNA
Violin Sp. z o.o.
Klub muzyczny SCREAM
Kino Kolejarz
SEZAM