Opowieści
o kronopiach i famach i inne historie
ZAKAZ WPROWADZANIA
ROWERÓW
W bankach i domach tego
świata guzik kogokolwiek obchodzi, że człowiek tranżoli się z
główką kapusty pod pachą, albo z tukanem, albo
wypuszczając z gęby, niby sznureczek, piosenki, które
mi śpiewała mamusia, albo prowadząc za rękę szympansa w
pasiastym trykocie. Ale niech ktokolwiek zjawi się z rowerem,
natychmiast zaczyna się istne piekło i wehikuł zostaje
wyrzucony na ulicę, na właściciela zaś spada grad gwałtownych
napomnień. Dla roweru, stworzenia łagodnego i o potulnym
sposobie bycia, obecność napisów zakazujących mu
przekraczania pięknych oszklonych drzwi jest upokorzeniem i
zniewagą. Wiadomo, że rowery na wszystkie sposoby usiłowały
zapobiec swojemu smutnemu losowi. Ale we wszystkich bez
wyjątku krajach świata ZABRANIA SIĘ WPROWADZANIA ROWERÓW.
Niektórzy dodają "i psów", co potęguje
tak w rowerach, jak i psach ich kompleksy niższości. Kot,
zając, żółw mogą w zasadzie wejść do "Marks &
Spencer" lub do kancelarii adwokackiej przy St Martin's,
wywołując najwyżej pewne zaskoczenie, zachwyt telefonistek, a
w najgorszym wypadku wydanie portierowi polecenia, ażeby
wyrzucił wyżej wymienione zwierzę na ulicę. To ostatnie może
się zdarzyć, ale nie jest upokarzające, po pierwsze bowiem
jest tylko jedną z wielu możliwości, a po drugie da się
rozumowo uzasadnić, nie będąc zimnym, z góry
przygotowanym spiskiem, obrzydliwie wydrukowanym na
miedzianych lub emaliowanych plakietkach, tablicach
nieubłaganego prawa miażdżącego prostą bezpośredniość rowerów,
tych niewinnych stworzeń. W każdym razie - uwaga,
szefowie! Róże też są niewinne i pełne słodyczy, ale
może wiecie, że w wojnie róż poginęli książęta, którzy
byli niczym czarne pioruny oślepione płatkami krwi. A nuż
któregoś ranka rowery pokryją się kolcami, ich rączki
urosną i zaatakują, opancerzone wściekłością ruszą legionem na
lustrzane drzwi towarzystw ubezpieczeń, i tego nieszczęsnego
dnia akcje spadną na głowę, zarządzona zostanie żałoba
(przefarbowujemy w 24 godziny) i będą rozsyłane zawiadomienia
o zgonach oraz listy kondolencyjne...
WSTĘP
DO PRZEPISÓW NA TEMAT NAKRĘCANIA ZEGARKA
Pomyśl,
że kiedy ci ofiarowuje zegarek, ofiarowują ci małe, ukwiecone
piekło, łańcuch z róż, więzienie powietrza. Nie tylko
dają ci zegarek, wszystkiego najlepszego, mamy nadzieję, że
będzie ci długo służył, bo jest dobrej marki, szwajcarski, z
rubinową kotwiczką, nie tylko dają ci tego małego łupacza
kamieni, którego przytwierdzisz sobie do przegubu ręki
i będziesz prowadzał ze sobą. Dają ci- o czym nie wiedzą,
najgorsze, że o tym nie wiedzą- dają ci nową, delikatną i
wrażliwą cząstkę ciebie, coś, co jest tobą nie będąc twym
ciałem, co trzeba przywiązywać do ciała rzemyczkiem, coś
okropnego, co wczepia się w twoją dłoń. Dają ci konieczność
nakręcania go co dzień, obowiązek nakręcania go, ażeby nie
przestał być zegarkiem, dają ci obsesję sprawdzania dokładnej
godziny na wystawach zegarmistrzów, w radio, przez
telefon. Dają ci strach przed zgubieniem go, przed
upuszczeniem na podłogę i stłuczeniem. Dają ci jego markę i
przeświadczenie, że jest to marka lepsza od innych, dają ci
ochotę porównywania tego zegarka z innymi. Nie dają ci
zegarka, ty jesteś prezentem, ciebie ofiarowują zegarkowi na
urodziny.
powrót do początku
JAK
NAKRĘCAĆ ZEGAREK Instrukcja
Tam w głębi tkwi
śmierć, lecz nie bój się. Weź zegarek w jedną rękę,
palcami drugiej uchwyć prztyczek do nakręcania i powoli nim
obracaj. I oto otwiera się inny wymiar,drzewa rozwijają
liście, łodzie stają do regat, czas niby wachlarz samorzutnie
się rozkłada, z niego kiełkuje powietrze, powiewy ziemi, cień
kobiety, zapach chleba.
Czego chcesz więcej, czego
chcesz więcej? Prędko załóż go na rękę, pozwól
mu pulsować do woli, naśladuj go zazdrośnie. Strach przeżre
kotwiczkę, każda rzecz, która jest osiągalna a została
zapomniana, będzie powodowała rdzewienie żył zegarka,
wywołując gangrenę w chłodnej krwi jego maleńkich rubinów.
Tam w głębi tkwi śmierć, chyba że pośpieszymy się,
przybiegniemy przed mą i zrozumiemy, że to już nie ma
znaczenia.
powrót do początku
JAK ŚPIEWAĆ
Instrukcja
Zacznij od
stłuczenia wszystkich luster, opuść ramiona, zagap się na
ścianę, zapomnij się. Zanuć jedną nutę, wsłuchaj się w nią od
wewnątrz. Jeżeli usłyszysz (ale to nastąpi o wiele później)
coś w rodzaju krajobrazu pogrążonego w strachu, płonące stosy
pośród kamieni, a między nimi półnagie sylwetki
w kucki, mam wrażenie, że jesteś na dobrej drodze- podobnie
gdy usłyszysz rzekę, po której spływają żółte i
czarne barki, gdy usłyszysz zapach chleba, dotyk palców,
cień konia.
Potem zakup solfeż i frak, z łaski swojej
nie śpiewaj przez nos i zostaw w spokoju Schumanna.
JAK PŁAKAĆ
Instrukcja
Nie bacząc
na przyczyny, skupmy się na prawidłowym sposobie płakania, pod
czym należy rozumieć podchlipywanie ani nie wywołujące
większego poruszenia, ani nie będące afrontem dla uśmiechu
przez swą równoległość i tępe podobieństwo. Zwykłe,
przeciętne chlipanie polega na ogólnym skurczu twarzy i
dźwięku, któremu towarzyszą łzy i smarki, te ostatnie
dopiero pod koniec, bowiem płacz kończy się, kiedy energicznie
wysiąkać nos.
Aby płakać, skieruj wyobraźnię na siebie
samego, a jeżeli ci się to nie uda, ponieważ nabrałeś zwyczaju
wierzenia w świat zewnętrzny, pomyśl o kaczce, którą
oblazły mrówki, albo o tych zatokach w Cieśninie
Magellana, do których nie wptywa nigdy
nikt.
Przechodząc do płaczu jako takiego, należy
efektownie zakryć twarz obiema rękami, dłonie do wewnątrz.
Dzieciom poleca się płakanie w rękaw kurteczki, najlepiej w
rogu pokoju. Średni czas trwania płaczu -trzy minuty.
JAK SIĘ BAĆ
Instrukcja - przykład
W
pewnym szkockim miasteczku sprzedają książki z białą stronicą
w środku tomu. Kto otworzy książkę na tej stronicy o trzeciej
po południu- umrze.
Na Piazza del Quirinale w Rzymie
istnieje punkt (do dziewiętnastego wieku znany
wtajemniczonym), skąd widać przy pełni księźyca posągi
Dioskurów, jak z wolna poruszają się walcząc ze swymi
stającymi dęba końmi.
W Amalfi, tam gdzie kończy się
strefa przybrzeżna, jest molo wchodzące w morze i w noc. Hen
poza ostatnią latarnią słychać szczekanie psa.
Pewien
pan wyciska pastę z tubki na szczotkę do zębów. Nagle
widzi drobną figurkę kobiety leżącej na wznak, z koralu lub
miękiszu chleba, pociągniętego farbą.
Gdy otwierasz
szafę, by wyjąć koszulę, wypada na ziemię stary kalendarz,
który rozlatuje się, pokrywając bieliznę tysiącami
brudnych motyli z papieru.
Słyszano o pewnym
komiwojażerze, którego zaczął boleć lewy nadgarstek,
dokładnie pod zegarkiem. Kiedy zdjął zegarek, trysnęła krew:
na ciele był ślad drobnych spiczastych ząbków.
Doktor
kończy swe badanie, a diagnoza uspokaja nas: jego niski,
kordialny głos poprzedza leki, na które, siedząc za
biurkiem, właśnie wypisuje receptę. Od czasu do czasu podnosi
głowę i uśmiecha się, by dodać nam otuchy: nie ma się czym
przejmować, za tydzień będziemy zdrowi. Uszczęśliwieni mościmy
się w fotelu i z roztargnieniem rozglądamy dokoła. W półcieniu
pod stołem widzimy nogi doktora: podkasał sobie spodnie ponad
kolana i widać, że na nogach ma damskie pończochy.
HISTORIA PRAWDZIWA
Pewnemu panu spadają okulary i
z głośnym hukiem uderzają o kafle podłogi. Zmartwiony, bo
optyczne szkła są bardzo kosztowne, pan schyla się i ze
zdumieniem stwierdza, że szkła cudem nie stukły się.
Wdzięczny losowi pan dochodzi do wniosku, że to, co
się stało, powinno posłużyć mu jako ostrzeżenie, idzie więc do
optyka i nabywa skórkową pochewkę, wyłożoną w środku,
kto się na gorącym sparzy i tak dalej. W godzinę później
spada mu pochewka- pan pochyla się spokojnie i widzi, że
okulary poszły w drobny mak. Dłuższą chwilę zabiera panu
zrozumienie, że niezbadane są wyroki boskie i że w
rzeczywistości prawdziwy cud zdarzył się teraz.
WŁAŚCIWOŚCI FOTELA
W mieszkaniu Jacinta jest
fotel do umierania. Kiedy ludzie się starzeją, pewnego dnia
zaprasza się ich, żeby usiedli w fotelu, który jest jak
wszystkie inne, tyle że na tylnej poręczy ma srebrną
gwiazdeczkę. Osoba zaproszona wzdycha, lekko trzepocze rękami,
jakby pragnąc oddalić od siebie to zaproszenie, po czym siada
w fotelu i umiera. Dzieciaki, przekorne jak zawsze, kiedy nie
ma rodziców, zabawiają się nabieraniem gości i
namawiają ich, by usiedli w fotelu. Goście wiedzą, o co
chodzi, ale wiedzą też, że o tym nie należy mówić, więc
speszeni patrzą na dzieciaki, wymawiając się słowami, jakich
normalnie nie używa się w rozmowie z dziećmi, które
strasznie się tym cieszą. W rezultacie goście pod jakimkolwiek
pretekstem wykręcają się od spoczęcia w fotelu, ale mama po
powrocie jakoś zawsze się domyśli, co zaszło, i wieczorem
odchodzi straszne lanie. Dzieci nie zniechęcają się tym jednak
i od czasu do czasu udaje im się usadzić kogoś w foelu. W tych
wypadkach rodzice zachowują się jakby nigdy nic, bo się boją,
ze sąsiedzi dowiedzą się o właściwościach fotela i zaczną
nudzić o pożyczanie im go, żeby usadzać rodzinę lub znajomych.
Tymczasem dzieciaki rosną i nie wiadomo dlaczego pewnego dnia
przestają interesować się fotelem i wizytami. Zaczynają unikać
przechozenia przez salon, okrążają go przez patio, a rodzice,
którzy są już bardzo starzy, zamykają na klucz drzwi
salonu i uważnie obserwują dzieci, jakby chcąc przejrzeć ich
myśli. Dzieci odwracają wzrok, mówiąc, że już pora
posiłku albo wypoczynku. Rankiem ojciec wstaje pierwszy i
zaraz idzie sprawdzić, czy drzwi salonu są nadal zamknięte na
klucz, czy czasem któreś z dzieci nie otworzyło ich,
ażeby fotel był widoczny ze stołowego, bo srebrna gwiazdeczka
błyszczy nawet w ciemnościach i świetnie ją widać z każdego
miejsca.
WIELBŁĄD UZNANY ZA
NIEPOŻĄDANEGO
Wszystkie podania o przejście
granicy załatwione, tylko Guk, wielbłąd, uznany za
niepożądanego. Guk zgłasza się na komendę policji, gdzie mu
mówią, że nie można nic zrobić, wracaj do oazy,
załatwione odmownie, nie warto pisać odwołania. Smutek Guka,
powrót do ziemi dzieciństwa. Wielbłądy z rodziny i
przyjaciele otaczają go, co się z tobą dzieje, i że to
niemożliwe, dlaczego akurat ty. Więc delegacja do Ministerstwa
Komunikacji, żeby wstawić się za Gukiem, ale urzędnicy się
gorszą: tego jeszcze nie bywało, wracać do oazy, ale to już,
zostanie sporządzony protokół.
Guk w oazie
szczypie trawę jednego dnia, szczypie trawę drugiego dnia. Tak
mija lato, jesień. Po czym Guk znowu w mieście na pustym
placu. Bez przerwy fotografowany przez turystów,
udzielający wywiadów. Osiągnięcie na placu niejakiego
prestiżu. Korzystając z niego znów postanawia wyjechać,
przy bramie wszystko się zmienia: uznany za niepożądanego. Guk
opuszcza łeb, szuka nielicznych trawek rosnących na placu.
Pewnego dnia zostaje wezwany przez megafony i uszczęśliwiony
zjawia się w Komendzie. Tam uznany za niepożądanego. Guk wraca
do oazy i kładzie się. Skubie trochę trawy, a potem opiera
pysk o piasek. Podczas gdy słońce zachodzi, zamyka oczy. Z
jego nozdrzy wydobywa się banieczka, trwająca o sekundę dłużej
niż on sam.
SMUTEK KRONOPIA
Wychodząc z Luna Parku
kronopio widzi, że jego zegarek się spóźnia, że jego
zegarek się spóźnia, że jego zegarek. Smutek kronopia
wobec tłumu fam idących w górę ulicą Corrientes o
godzinie jedenastej dwadzieścia, podczas gdy on, przedmiot
zielony i wilgotny, idzie o jedenastej piętnaście.
Medytacje
kronopia:"Jest późno, ale mniej późno dla
mnie niż dla famy, dla fam jest o pięć minut później,
przyjdą do domu później, położą się później. Mój
zegarek ma mniej życia, mniej domu i mniej położyć się. Jestem
kronopiem nieszczęśliwym i wilgotnym". Kronopio, pijąc
kawę u Richmonda przy ulicy Florida, zwilża grzaneczkę łzami w
najlepszym gatunku.
ZACHOWYWANIE WSPOMNIEŃ
Famy, aby zachować
wspomnienia, balsamują )e w sposób następujący:
przytwierdziwszy wspomnienie przy pomocy włosów i
znaków, od stóp do głów owijają je w
czarne prześcieradło i ustawiają pionowo pod ścianą salonu z
kartonikiem: "Wycieczka do Quilmes" albo "Frank
Sinatra".
Natomiast kronopie, te stworzonka
letnie i nieporządne, rozrzucają wspomnienia po domu pośród
okrzyków wesołości, a same łażą między nimi, a kiedy
się na nie natkną, głaszczą je pieszczotliwie i mówią:
"Nie zniszcz mi się tylko" albo:"uważaj na
schodki". A to wszystko dlatego, że domy fam są
uporządkowane i ciche, a u kronopiów jest wielki
bałagan i trzaskanie drzwiami. Sąsiedzi zawsze skarżą się na
kronopiów, zaś famy kręcą głowami wyrozumiale i idą
sprawdzić, czy kartoniki są na swoich miejscach.
ZEGARY
Pewien fama miał stojący
zegar, który nakręcał co tydzień BARDZO UWAŻNIE.
Przechodził akurat kronopio, zobaczył go, zaczął się śmiać, a
wróciwszy do domu wymyślił zegar-karczoch, czyli
zegar-karczochę(co można, a nawet trzeba dwojako
nazywać).Zegar-karczoch, czyli zegar-karczocha tego kronopia
jest karczochem bardzo dobrego gatunku wsadzonym ogonem do
dziury w ścianie. Niezliczone liście karczocha wskazują
aktualną godzinę, a ponadto wszystkie godziny, dzięki czemu
wystarczy, żeby kronopio urwał listeczek, i już wie, która
jest godzina. Ponieważ obrywa je od lewej do prawej, listek
zawsze pokazuje właściwą godzinę, a kronopio codziennie
zabiera się do zrywania w kółko nowej warstwy listków.
Kiedy dojdzie do serca karczocha, już nie może mierzyć czasu i
w nie kończącej się fioletowiejącej róży środka
kronopio znajduje wielkie zadowolenie, zjada ją z oliwą, octem
i solą, a do dziury wkłada nowy zegar.
OBIAD
Nie bez wysiłku kronopio
doszedł do wynalezienia termometru mierzącego życie. Jest to
coś pomiędzy termometrem a topometrem, pomiędzy fiszką
informacyjną a curriculum vitae.
Na przykład kronopio
zaprosił do siebie famę, nadzieję i profesora języków.
Używając swojego wynalazku doszedł do wniosku, że fama jest
pod-życiem, nadzieja niby-życiem, zaś profesor języków
między-życiem. Co do siebie samego, czuł się z lekka
nad-życiem, ale raczej przez poczucie poetyczności niż
naprawdę.
W porze obiadu ów kronopio upajał się
rozmową swoich współbiesiadników, bo wszyscy
byli przekonani, że mówią o tym samym, a wcale tak nie
było. Między-życie operowało abstrakcjami w stylu ducha i
sumienia, czego niby-życie słuchało, jakby padał deszcz- rzecz
delikatna sama w sobie. Naturalnie pod-życie co chwila prosiło
o parmezan, a nad-życie dzieliło kuraka w czterdziestu dwóch
taktach, metodą Stanley-Fitzsimmonsa. Po wetach życia
pożegnały się i poszły do swoich zajęć, na stole pozostały
tylko luźne kawałki śmierci.
ŚPIEW KRONOPIOW
Kiedy kronopie śpiewają swoje
ulubione piosenki, podniecają się tak dalece, że często dają
się przejeżdżać ciężarówkom i cyklistom, spadają z
okien, gubią to, co mają w kieszeniach, do świadomości,
którego dziś mamy, włącznie.
Kiedy kronopio
śpiewa, nadzieje i famy przybywają, by go słuchać, jakkolwiek
nie bardzo rozumieją jego ekstazę i przeważnie się gorszą. W
środku pieśni kronopio wznosi łapki, tak jakby podtrzymywał
słońce, jakby niebo było tacą, zaś słońce głową Jana
Chrzciciela, wobec czego śpiew kronopia jest nagą Salome
tańczącą dla fam i nadziej, które stoją wokół z
porozdziawianymi gębami, zastanawiając się, czy ksiądz
proboszcz, czy wypada. Ale jako że w gruncie rzeczy są
poczciwe (famy są dobre, a nadzieje głupawe), kończy się na
tym, że klaszczą kronopowi, który nagle przytomnieje
zaskoczony, rozgląda się dokoła i także zaczyna bić brawo,
biedaczek.
WĄSKA PEŁNA ŁYŻECZKA
Pewien fama wykrył, że cnota
jest mikrobem okrągłym, posiadającym wiele nóżek.
Natychmiast podał pełną łyżeczkę cnót swojej teściowej.
Rezultat okazał się straszliwy; wyżej wymieniona dama
zrezygnowała ze swoich złośliwych komentarzy, założyła klub
dla zagubionych alpinistów i przez niecałe dwa miesiące
prowadziła się w sposób tak przykładny, że wady jej
córki, do tej chwili niezauważalne, przesunęły się na
pierwszy plan ku wielkiemu zaskoczeniu i zdumieniu famy. Nie
pozostawało mu nic innego, jak tylko podać łyżeczkę cnót
żonie, która opuściła go tejże nocy zarzucając mu, że
jest chamem, że nic nie znaczy i jest całkowicie różny
od archetypów moralnych, które skrząc się
majaczą przed jej oczami.
Fama przemyślał całą rzecz i
na zakończenie zażył pełną flaszkę cnót. Ale mimo to
jest sam i smutny. Kiedy mija na ulicy teściową lub żonę,
kłaniają się sobie z szacunkiem, ale z daleka. Nawet nie
ośmielają się zamienić słowa, taka jest perfekcja każdego z
nich i lęk, aby się nie zarazić.
HISTORYJKA
Malutki kronopio szukał klucza
do furtki od ulicy w szufladce w nocnym stoliku, nocnego
stolika w sypialni, w sypialni, w domu, domu przy ulicy. Tu
musiał się zatrzymać, bowiem żeby wyjść na ulicę, potrzebował
klucza do furtki.
EUGENIKA
Bywa, że kronopie nie chcą
mieć dzieci, ponieważ pierwszą rzeczą, do której się
zabiera dopiero co urodzony kronopio ? to wymyślanie ojcu,
bowiem niejasno widzi w nim sumę nieszczęść, które
kiedyś i na niego spadną.
Z tych powodów
kronopie w celu zapładniania żon uciekają się do fam, zawsze
gotowych do tych usług, chcą bowiem uchodzić za istoty
lubieżne. Poza tym myślą, że w ten sposób podkopują
wyższość moralną kronopiów, w czym się mylą całkowicie,
bo kronopie wychowują dzieci na swój sposób i w
parę tygodni pozbawiają je jakiegokolwiek podobieństwa do fam.
WIARA W NAUKI
Pewna nadzieja wierzyła w
fizjonomistykę, w podział na zadartonosych, o twarzach rybich,
takich, co łapią powietrze, żółtych, o wielkich
brwiach, o intelektualnym wyglądzie, o fryzjerskim wyglądzie i
tak dalej. Zdecydowana definitywnie sklasyfikować te grupy,
zaczęła robić długie spisy znajomych, których dzieliła
według wyżej wymienionych zasad. Zabrała się potem do
pierwszej grupy, na którą składało się ośmiu
zadartonosych, i ze zdziwieniem zobaczyła, że w istocie tych
chłopców można podzielić na trzy podgrupy, a
mianowicie: zadartonosych z wąsami, zadartonosych o typie
bokserskim i zadartonosych o typie posługaczy ministerialnych.
Zaledwie podzieliła ich na te podgrupy (w kawiarni Paulisty
przy ulicy San Martin, gdzie ich zgromadziła z wielkim trudem
i z niemałą ilością dobrze zamrożonego mazagranu), zdała sobie
sprawę, że pierwsza podgrupa nie jest jednolita, bowiem dwóch
spośród wąsatych zadartonosych należy do grupy
świnkowatych, podczas gdy pozostały jest bez wątpliwości
zadartonosym o kroju japońskim. Odstawiwszy go na bok przy
pomocy pysznej kanapki z anchois i jajkiem na twardo,
zorganizowała podgrupę dwóch świnkowatych i już miała
wpisać ich do swojej książeczki z pracami naukowymi, kiedy
jeden ze świnkowatych popatrzył w jedną stronę, zaś drugi w
drugą, w rezultacie czego tak nadzieja, jak i pozostali mogli
przekonać się, że podczas gdy pierwszy jest bez wątpliwości
zadartonosym okrągłogłowym, drugi ma czaszkę nadającą się
raczej do wieszania na niej kapelusza niźli do nakładania go
na nią. W ten sposób rozpadła jej się podpodgrupa, a o
reszcie szkoda mówić, bo pozostałe osobniki z mazagranu
przerzuciły się na przepalankę,i jedynym, do czego wydawały
się podobne w tej sytuacji, to do twardego postanowienia, żeby
urżnąć się na rachunek nadziei.
TERAPIE
Pewien kronopio kończy
medycynę i otwiera sobie gabinet przy ulicy Santiago del
Estero. Natychmiast pojawia się chory i zaczyna opowiadać mu o
tym, co go boli i jak to w nocy nie sypia, a w dzień nie
jada.-Kup wielki bukiet róż -powiada kronopio. Chory
wycofuje się zaskoczony, ale kupuje bukiet i natychmiast
zostaje uzdrowiony. Pełen wdzięczności pojawia się u kronopia
i poza honorarium wręcza mu- atencja pełna delikatności-
przepiękny bukiet róż. Natychmiast po jego odejściu
kronopio zapada na zdrowiu, wszystko go boli, w nocy przestaje
spać, a w dzień nie może jeść.
BADACZE
Trzej kronopie i jeden fama
łączą się speleologicznie, ażeby odnaleźć podskórne
źródła pewnego źródła. U wejścia do pewnej groty
kronopio schodzi, przytrzymywany przez innych, niosąc na
plecach pakiecik ze swoimi ulubionymi kanapkami (z serem).
Dwóch kronopiów-windziarzy pomaga mu w powolnym
opuszczaniu się, zaś famaspisuje w wielkim zeszycie szczegóły
ekspedycji. Niedługo pojawia się pierwszy komunikat od
kronopia: wściekły, bo przez pomyłkę dano mu sandwicze z
szynką. Targa linką i żąda, żeby go wyciągnąć. Kronopie-dźwigi
naradzają się zafrasowane, zaś fama prostuje się w całej
swojej straszliwej postaci i mówi: NIE, tak gwałtownie,
że kronopie rzucają linę i pospieszają go uspokajać. Tymczasem
nadchodzi drugi komunikat, bowiem kronopio zleciał dokładnie w
miejsce źródeł źródła, skąd donosi, że wszystko
jest jak najgorzej; pośród wymysłów i łez
informuje, że wszystkie kanapki są z szynką, że im więcej się
w nich rozgląda, tym bardziej są z samą szynką i ani jednej z
serem.
WYCHOWANIE KSIĘCIA
Kronopie prawie nigdy nie mają
dzieci, ale jeżeli miewają, tracą głowy i dzieją się rzeczy
niezwykłe. Na przykład: gdy kronopio ma syna, natychmiast
ogarnia go ocudownienie i jest przekonany, że jego syn jest
piorunochronem piękności, że w jego żyłach płynie cała chemia,
z tu i tam porozrzucanymi wysepkami pełnymi sztuk pięknych,
poezji i urbanistyki. Taki kronopio nie jest w stanie patrzeć
na swego syna, żeby nie pochylić się przed nim głęboko i nie
wygłaszać przemówień wyrażających uszanowanie i hołd.
Syn, zgodnie z normalnym biegiem rzeczy, nienawidzi go z
całego serca. Kiedy wchodzi w wiek szkolny, ojciec zapisuje go
do pierwszej klasy, gdzie dzieciak dobrze się bawi wśród
innych małych kronopiów, fam i nadziej. Ale humor psuje
mu się koło południa, bo wie, że pod szkołą będzie na niego
czekał ojciec, który na jego widok wzniesie do góry
ręce i powie na przykład: -Dzień dobry-bry, kronopio,
kronopio, najcudowniejszy, najlepszy, najróżowszy,
najudańszy, najszanowniejszy i najpilniejszy ze wszystkich
synów!- czego famy i nadzieje jr. będą się skręcać ze
śmiechu na brzegu chodnika. Więc mały kronopio nienawidzi
uparcie swojego ojca i w końcu pomiędzy pierwszą komunią a
służbą wojskową zawsze wytnie mu jakiś paskudny numer. Ale
kronopie nie cierpią z tego powodu, przecież w swoim czasie
one także nienawidziły swych ojców tak dalece, że
nienawiść ta wydawała się niemal synonimem wolności i
szerokiego świata.
FAMA I EUKALIPTUS
Pewien fama chodzi sobie po
lesie i jakkolwiek nie potrzeba mu nic na podpałkę, pożądliwie
spogląda na wszystkie drzewa. Drzewa mają wielkiego stracha,
bo znają zwyczaje fam, więc obawiają się najgorszego. Na samym
środku rośnie przepiękny eukaliptus; na jego widok fama wydaje
okrzyk radości i tańczy wokół wzburzonego eukaliptusa
wołając: -Antyseptyczne listki, zdrowa zima, szczyt higieny.
Wyciąga siekierę i na nic nie bacząc wali w brzuch
eukaliptusa. Eukaliptus śmiertelnie ranny wydaje jęk, zaś inne
drzewa słyszą, jak wśród westchnień mruczy: -I
pomyśleć, że ten kretyn po prostu mógł kupić sobie
pastylki Valda.
ŻÓŁWIE I KRONOPIE
Faktem jest, że żółwie
są wielkimi zwolennikami szybkości.
Nadzieje to
wiedzą, ale się nie przejmują. Famy to wiedzą i śmieją się.
Kronopie to wiedzą i za każdym razem, kiedy spotykają żółwia,
wyjmują pudełko z pastelami i na okrągłej tarczy żółwia
rysują jaskółeczkę.
KWIAT I KRONOPIO
Pewien kronopio znajduje na
polu samotny kwiat. Już już ma go zerwać, kiedy przychodzi mu
na myśl, że jest to niepotrzebne okrucieństwo, więc klęka obok
mego i zaczyna wesoło z nim igrać, a mianowicie: głaszcze
płatki, dmucha na niego, żeby tańczył, bzyczy jak pszczoła,
wącha go, po czym kładzie się pod nim i zasypia w spokoju.
Kwiat myśli:"On jest jak kwiat".
|