W skrócie o Beacie Małek ...


Artykuły, wywiady linki...

  • 11.04.2006 : Mistrzostwo Beaty
  • 05.04.2006 : Najpopularniejsza Beata
  • 15.10.2005 : "Nie lubię krzywdzić mężczyzn"
  • 10.09.2005 : Beata jedzie na mistrzostwa
  • 11.08.2005 : Los w rękach sponsora
  • 22.02.2005 : Sądeczanka bije najmocniej
  • 15.10.2004 : Mocno bijąca kobieta
  • 12.10.2004 : Honory dla Beaty
  • 23.05.2004 : Zwycięstwo Debiutantki
  • urodzona 26 kwietnia 1983 r, w Nowym Sączu
  • wzrost: 177 cm, waga: 72 kg.
  • zawodniczka STS Superfighter Nowy Sącz.
  • trener w klubie: Radosław Pietrzkiewicz, w kadrze: Leszek Piotrowski.
  • Panna, chłopak Jarosław.
  • Wykształcenie średnie.

    Beata Mistrzynią Europy w boksie !

  • sport.onet.pl, Złoty medal Małek
  • Dziennik Polski, Radość z sukcesu Beaty
  • Dziennik Polski, Jest złoto!
  • Przekrój, Kobiety, które biją!
  • Pozostałe osiągnięcia

  • Brązowa medalistka mistrzostw świata w Podolsku k. Moskwy w kat. 80 kg w 2005 r. - pierwsza w historii polskiego boksu medalistka MŚ
  • Pięciokrotna Mistrzyni Polski w Boksie: Zawiercie 2002, Grudziądz 2003, Grudziądz 2004, Grudziądz 2005, Dąbrowa Górnicza 2006
  • Udział w ćwierćfinałach mistrzostw świata (Turcja 10.2002)i mistrzostw Europy (Węgry 05.2003)
  • medalistka międzynarodowych turniejów bokserskich : Turcja 2002- turniej im. Ahmeta Comerta II miejsce, Pecs 2002 – II miejsce, Debreczyn 2003 III miejsce,
  • zwycięskie walki w międzypaństwowych meczach reprezentacji Polski , z Włochami, Kanadą, Ukrainą i Węgrami,
  • złota medalistka Pucharu Świata w Kick-Boxingu Węgry 2004,
  • srebrna medalistka Pucharu Świata w Kick-Boxingu Włochy 2004
  • złota medalistka Pucharu Polski w Kick-Boxingu Lublin 2004,
  • Mistrzyni Polski w Kick-Boxingu Hel 2004 ,
  • Mistrzyni Polski w Kick-Boxingu Zielona Góra 2006

    Beata Małek pierwszą polską medalistką MŚ !

  • Artykuł TVP3
  • Info ze strony PZB
  • Artykuł WP
  • Artykuł ActivSport

  • Mistrzostwo Beaty

    sts

    23-letnia Beata Matek, najpopularniejsza sportsmenka regionu 2005 r. w plebiscycie "Dziennika", została mistrzynią Polski w kickboksingu, w formule full-contact. Podopieczna trenera Radosława Pietrzkiewicza z nowosądeckiego Superfightera okazała się bezkonkurencyjna podczas zawodów w Zielonej Górze w najcięższej kategorii wagowej, powyżej 70 kg. Rzec więc można, że "Beti" jest obecnie najsilniejszą krajową kickbokserką wszechwag.

    - Do rywalizacji w mojej kategorii zgłosiły się cztery zawodniczki - opowiada Beata. -W pierwszej walce zmierzyłam się z Joanną Tasak z Poznania. Już po pierwszej mojej akcji nie bardzo wiedziała o co chodzi. Trener poddał dziewczynę. Znacznie trudniejsze zadanie czekało mnie w finale. Naprzeciw stanęła Paulina Biec z Wrocławia, która broniła tytułu sprzed roku. Jest ona ode mnie cięższa o 24 kilogramy. Ciężko więc przychodziło dobrać się jej do skóry. Ale jakoś udało mi się znaleźć na nią sposób.

    Występ Beaty w kickboksingu nie był pierwotnie planowany, obeszło się więc bez specjalnych przygotowań - ocenia trener Radosław Pietrykiewicz. - Zawodniczka potrzebowała jednak walk, ponieważ w boksie, na ringach krajowych nie może znaleźć przeciwniczek równych sobie, a na jej wyjazd na turniej w Moskwie Polski Związek Bokserski nie znalazł środków. Dominacja Małkównej w Zielonej Górze nie podlegała dyskusji. W półfinale zupełnie się nie zmęczyła - walka trwała zaledwie 30 sekund, zaś w decydującym o złocie boju wygrała jednogłośnie na punkty. Rywalka była niewygodna, dużo cięższa i wyższa, dysponowała większym zasięgiem ramion. Technika Beaty wzięła jednak górę nad siłą potężnej Pauliny. Walka ta podpowiedziała mi, nad jakimi elementami w wyszkoleniu muszę jeszcze ze swą podopieczną popracować.

    Trener Pietrzkiewicz podkreśla, że wyjazd sądeckiej ekipy do Zielonej Góry byłby niemożliwy, gdyby nie państwo Bernadetta Argasińska i Leszek Stanisław Kopeć z firmy "Lwowianka". Już tradycyjnie pokryli oni koszty podróży.

    „Dziennik Polski Nowosądecki”.

    do góry  

    Najpopularniejsza Beata

    sts

    Beata Małek, brązowa medalistka mistrzostw świata seniorek w boksie, została uznana najpopularniejszym sportowcem regionu nowosądecko-gorlicko-limanowskiego roku 2005 w plebiscycie "Dziennika Polskiego". Pięściarka Superfightera Nowy Sącz zgromadziła 54.601 punktów i wyprzedziła złotą medalistkę mistrzostw Europy, siatkarkę Muszynianki Joannę Mirek - 46.341 pkt. oraz dwukrotnego zwycięzcę słynnego maratonu w Chicago w kategorii weteranów Zygmunta Łyżnickiego z MOK Mszana Dolna -40.771 pkt.
    Dalsza kolejność:
    4. Mariusz Kędzierski (karate kyokushin - zawodnik UKS Trójka Limanowa, trenujący obecnie indywidualnie w Londynie),
    5. Paweł Zygmunt (łyżwiarstwo szybkie, Erbet Nowy Sącz/Krynica, triumfator ubiegłorocznej edycji plebiscytu),
    6. Sylwia Borek (tenis ziemny, racketlon, Bikejn Club As 2001 Nowy Sącz),
    7. Robert Dziedzic (karate kyokushin, UKS Trójka Limanowa, trenujący obecnie w Londynie),
    8. Wincenty Bukowiec (biegi długodystansowe, Laskovia Laskowa/Laskopol, zawodnik startujący pod egidą "Dziennika Polskiego"),
    9. Janusz Świerad (piłka nożna, Sandecja Nowy Sącz),
    10. Patrycja Kotlarz (boks, kickboxing, Damis Krynica).

    „Dziennik Polski Nowosądecki”.

    do góry  

    "Nie lubię krzywdzić mężczyzn"

    Beata Małek z Superfightera Nowy Sącz jest pierwszą w historii polskiego boksu medalistką mistrzostw świata

    *Jak to się stało, że nastoletnia Beata Małek, zamiast korzystać z uroków życia, umówić się na randkę z chłopakiem, wybrać do dyskoteki czy do kina, trafiła do sali treningowej? I to po to, by ćwiczyć boks, zatem dyscyplinę najmniej chyba właściwą płci pięknej?
    - Zaczęło się nie od boksu, lecz kickboxingu. To był rok 1998. W Nowym Sączu panowała wówczas moda na tę właśnie dyscyplinę. W rozbijanym na błoniach namiocie widowiskowym odbywały się walki, w których o mistrzowskie tytuły walczyli chłopcy z mojego miasta. Lubiłam na nich popatrzeć. I tak sobie pomyślałam, że fajnie byłoby spróbować sił na ringu. Tym bardziej, że mój brat trenował sporty walki u Ryszarda Miłka. To taki artysta plastyk, znany w Polsce malarz, którego pasją był kickboxing. Przyszłam, więc na jeden trening, później na drugi i spodobało mi się. Wkrótce jednak panu Miłkowi przeszła ochota na prowadzenie zajęć. No to zgłosiłam się do Radosława Pietrzkiewicza, który był trenerem pierwszoligowych bokserów Superfightera.

    *Ale przecież wówczas klub ten znajdował się już w rozsypce?
    - No właśnie. Trener spytał mnie, dlaczego, skoro tak lubię oglądać walki pięściarskie, nie zgłosiłam się wcześniej. Odpowiedziałam, że byłam pewna, że z dziewczętami nie będzie pracował.

    *Jednak zdecydował się na treningi z Panią...
    - I jestem mu za to do dzisiaj wdzięczna. Śmiało mogę powiedzieć, że gdyby nie on, nie byłabym dzisiaj trzecią za wodniczką świata.

    *Co czuje kobieta obijając buzię rywalce? Agresja leży w Pani naturze?
    - Myślę, że w pewnym momencie kariery ta agresja, nawet, jeśli rzeczywiście jest gdzieś wewnątrz ukryta, zanika. Zaczyna się rozumieć, że celem walki jest nie stłamszenie przeciwniczki, zadanie jej bólu czy zdeformowanie twarzy, lecz chęć udowodnienia swej wyższości technicznej. Zawsze staram się przekonać sędziów, że podczas treningów nauczyłam się więcej niż rywalka.

    *Nie mówi Pani o tym, ale wiem, że wychowywała się Pani nie na salonach, lecz wśród rówieśników, również takich, których zwykło się określać mianem młodzieży trudnej. Zdarzyło się Pani uczestniczyć w ulicznych bójkach?
    - Nie, nigdy. Owszem, do chodziło czasami do sytuacji konfliktowych, ale zawsze wówczas starałam się te konflikty łagodzić, nie demonstrować swej siły fizycznej. Zdaję sobie sprawę, że mogłabym zrobić krzywdę niejednemu mężczyźnie. Nie chcę jednak tego czynić. Po co mi to? Wystarczy, że na codzień sparuję z chłopakami. Chociaż raz zdarzyła się taka sytuacja, że zbyt długo i natarczywie dobijał się do drzwi mego mieszkania niespecjalnie trzeźwy klient z odbywającej się w tym samym domu dyskoteki. Grzeczne perswazje nie pomogły. Dostał, więc, ale tylko raz, w „trąbę", wpadł do śmietnika i więcej nie zapukał. Ale nie powiem, żebym z tego pojedynku była dumna.

    *Wróćmy zatem do sportowych akcentów. Kiedy przyszły pierwsze sukcesy?
    - W 2001 roku, jako początkująca zawodniczka, pojechałam do Tarnowa na pierwsze w historii mistrzostwa Polski w boksie. Przegrałam już i pierwszą walkę, a mimo to zdobyłam medal. Doszłam wówczas do wniosku, że skoro tak łatwo staje się-na podium, to warto nadal próbować. W następnym roku w Zawierciu nie miałam już równej sobie rywalki. Wszystkie pojedynki wygrałam przed czasem. Sytuacja powtórzyła się jeszcze trzykrotnie. W sumie mam w kolekcji cztery pasy mistrzyni Polski, a na krajowych ringach nie przegrałam od trzech lat.

    *Na międzynarodowej arenie długo jednak nie potrafiła się Pani jakoś przebić...
    - Decydował o tym głównie brak doświadczenia, częstej obecności na europejskich ringach. Sędziowie po prostu nie znali nazwiska Małek i kiedy stawałam naprzeciw utytułowanych rywalek, to z góry skazana bywałam na niepowodzenie. Mogłam górować w ringu, a jednak zwycięstwa odnosiły zawodniczki z ustaloną już renomą. Tak było podczas mistrzostw świata w 2002 roku w Turcji, gdzie w ćwierćfinale uznano mnie za pokonaną w potyczce z późniejszą mistrzynią Ukrainką Brożnienko. Nie chcę się przechwalać, ale przez trzy rundy nie ustępowałam jej w morderczej wymianie ciosów. Również w ćwierćfinale odpadłam podczas późniejszych mistrzostw Europy w Budapeszcie. Tam jednak mogłam mieć pretensje wyłącznie do siebie. Nie wytrzymałam presji psychicznej ulegając słabej w sumie Turczynce. Usztywniła mnie myśl, że medal jest na wyciągniecie ręki. Po tej porażce coś się we mnie załamało. Byłam o krok od decyzji o wycofania się z uprawiania sportu. Uratowali mnie trener Pietrzkiewicz, a także były kierowa drużyny Superfightera Czesław Bocheński. Wytłumaczyli mi, że na boks składają a również porażki i że niepowodzenia najlepiej odreagować sukcesem.

    *Takowego nie osiągnęła jednak Pani podczas tegorocznych mistrzostw Europy w Norwegii...
    - Ale wcześniej wygrała zawody o Puchar Świata w kickboxingu! Po tych nieszczęsnych mistrzostwach na Węgrzech znalazłam się poza kadrą narodową. Żeby nie zniknąć z aren międzynarodowych, zafundowałam sobie prowadzone w Nowym Sączu treningi kickboxerskie, startując w barwach krakowskiego klubu Krak-Sport. Zwyciężyłam w turnieju o Puchar Świata na Węgrzech, a w zawodach we Włoszech, na które pojechałam bez jakiegokolwiek przygotowania, byłam druga. A nawiązując do majowych bokserskich mistrzostw Europy, to w Norwegii miałam wyjątkowego pecha w losowaniu. Już w pierwszej walce trafiłam na niepokonaną jeszcze nigdy na ringu Rosjankę Siniecką. Musiałam tę walkę przegrać. Sędziowie nie pozwolili mi wyjść na drugą rundę, wystukując przewagę punktową rywalki. A proszę mi wierzyć, między linami naprawdę nic wielkiego się działo.

    *Czy po tej porażce nie straciła Pani wiary w sens uprawiania boksu? Wygląda przecież na to, że w wielu przypadkach o zwycięstwie czy medalu decydują nie faktyczne umiejętności, lecz magia nazwiska bądź sympatie sędziowskie...
    - Jadąc do Norwegii miałam świadomość, że tamtejsze zawody są tylko przystankiem na drodze do najważniejszej imprezy w tym roku. Mam oczywiście na myśli mistrzostwa świata. Porażką z Siniecką nie bardzo się, więc przejęłam. Wciąż trenowałam z Radkiem Pietrzkiewiczem, marząc o medalu właśnie na świato­wym czempionacie.

    *Tymczasem niewiele bra­kło, by wszystko pozostało w sferze marzeń. Najpierw Polski Związek Bokserski kazał Pani zbierać fundu­sze na przejazd do Rosji, później organizatorzy mi­strzostw odwołali imprezę...
    - - Ale wszystko szczęśliwie się skończyło. Do Podolska pojechałam dzięki finansowe­mu wsparciu Bernadetty Argasińskiej, Leszka Kopcia i firmy Insbud z Nowego Sącza. Dzi­siaj sponsorzy nie żałują chyba zainwestowanych we mnie pieniędzy. A organizatorzy mi­strzostw przestraszyli się pre­sji AIBA, w ostatniej chwili ra­tując imprezę poprzez prze­niesienie jej z Sankt Petersbur­ga pod Moskwę.

    *Tym razem szczęście Pani dopisało. W pierwszej rundzie trafiła Pani na wolny los. Ale już w drugiej walce, występując przecież w wyższej niż normalnie kategorii do 80 kg, zmierzyła się Pani z mistrzynią Azji, Hinduską Kozhummel...
    - I wygrałam z nią na punkty 35-25. Przeciwniczka była dużo cięższa i atakowała, jakby się czegoś najadła. Nie dawała mi chwili wytchnienia. Stopowałam ją ciosami prostymi. Po jednym z nich, w trzeciej rundzie, Hinduska była liczona. Ostatecznie zwyciężyłam, ale rywalka zabrała mi wszystkie siły. I chyba szansę na złoty medal. W półfinałowej potyczce z mistrzynią Europy, Rosjanką Galiną-Iwanową przez dwie rundy toczyłam równy bój. Prowadziłam nawet, a przed trzecim starciem był remis. Byłam jednak tak obijana, że w końcówce nie miałam siły nawet machnąć ręką. Uległam 31-40. Do dzisiaj zresztą mam sińce na całym ciele. Iwanowa została mistrzynią świata, w finale nie miała problemów z Turczynką. Po dekoracji powiedziała mi, że walka ze mną była dla niej najtrudniejsza w karierze.

    *Jak wygląda szary dzień czołowej pięściarki globu?
    - Nic ciekawego. Wstaję o piątej rano, by zdążyć na szóstą rozłożyć towar na straganie. Sprzedaję jarzyny na placu targowym. A popołudniami trening. Nierzadko do późnego wieczora.

    *Gdzie w tym wszystkim miejsce dla sympatii?
    - Tak się szczęśliwie składa, że Jarek też ćwiczy boks w Superfighterze. Spotykamy się, więc głównie na treningach.

    *Jest Pani pierwszą w hi­storii polskiego boksu kobietą, która wywalczyła medal podczas mistrzostw świata. Czy to spełnienie Pani ambicji?
    - Moim kolejnym celem są mistrzostwa Europy, które w 2006 r. odbędą się w Polsce. Chcę stanąć na najwyższy podium. A potem? Czas pokaże. Może boks kobiecy trafi wreszcie do programu igrzysk olimpijskich. Przyszłość przede mną. Mam przecież dopiero 22 lata.

    „Dziennik Polski Nowosądecki”.

    do góry  

    Beata jedzie na mistrzostwa
    do góry  

    Los zawodniczki w rękach sponsora

    Beata Małek, zawodniczka nowosądeckiego Superfightera, czterokrotna mistrzyni Polski w boksie, znalazła się w reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w boksie kobiet. Odbędą się one w dniach 17-26 września w Sankt Petersburgu. Sądeczanka jest jedną z pięciu pięściarek z naszego kraju, które zakwalifikowano do wyjazdu. W rosyjskim mieście wystąpi (?) w kat. 66 kg. Przy wyrazie „wystąpi” postawiliśmy znak zapytania, jako że udział Beaty w najważniejszej w tym roku imprezie uzależniony jest od względów finansowych. Polski Związek Bokserski pokrywa koszt kadrowyth zgrupowań oraz przelotu zawodniczki, natomiast za pobyt w Sankt Petersburgu zapłacić musi jej macierzysty klub. A Superfightera zwyczajnie na to nie stać. Nadzieja więc w sponsorach, na których na szczęście w Nowym Sączu można liczyć. Kwota nie jest wielka — wynosi 2 tys. zł. Od 18 do 29 sierpnia Małkówna przebywać będzie na zgrupowaniu w Karpaczu, by po krótkim pobycie w rodzinnym mieście, kontynuować przygotowania podczas obozu w Kijowie, który zaplanowany jest na dni 3-17 września.

    „Dziennik Polski Nowosądecki”.

    do góry  

    Sądeczanka bije najmocniej w Polsce

    Nasza zawodniczka Beata Małek została w niedzielę 20 lutego po raz czwarty z rzędu mistrzynią Polski w boksie seniorek. Złoty medal wywalczyła w kategorii półśredniej, do 66 kg. Sądeczanka na przestrzeni ostatnich pięciu lat na krajowym ringu przegrała tylko raz, i to w pojedynku bardziej sparingowym, aniżeli prestiżowym, w dodatku w okolicznościach budzących sporo kontrowersji. W Grudziądzu, gdzie odbywał się krajowy czempionat, Beata udowodniła, że jest obecnie najlepszą bodaj polską bokserką wszechwag wśród amatorów. Z racji rozstawienia wystąpiła dopiero w półfinale, mając już zapewniony, co najmniej brązowy medal. Krążek z tego kruszcu absolutnie jej nie zadowalał. W walce o wejście do finału pokonała Jolantę Kaczmarek z Nokautu Warszawa. W pojedynku decydującym o złocie, przeciwniczką sądeczanki była Justyna Soroszyńska z Górnika Lublin. O przebiegu walki opowiada trener naszego Klubu, Radosław Pietrykiewicz: „Przyznam się, że trochę obawiałem się o obiektywizm arbitrów. Trener Soroczyńskiej jest członkiem sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski i istniała możliwość, że panowie z motylkami pod brodą mogą trochę łaskawszym okiem oceniać akcje lubinianki. Na szczęście, tylko na początku pierwszej rundy finałowej Beata sprawiała wrażenie trochę spiętej. Później, z minuty na minutę rosła jej przewaga i momentami walczyła wręcz koncertowo. Beata zademonstrowała świetny, naprawdę w pełni już dojrzały boks; walczyła z myślą taktyczną, doskonale technicznie, dwukrotnie po jej ciosach pod Soroczyńską ugięły się nogi”.
    Znana ze swej małomówności Beata powiedziała krótko: - Cieszę się z tego tytułu. Praca wykonana na treningach nie poszła na marne. Dziękuje trenerowi za dobre przygotowanie mnie do zawodów.

    Opracowano na podstawie artukułu Daniela Weimera „Dziennik Polski Nowosądecki”.

    do góry  

    Mocno bijąca kobieta

    Są dwie Beaty Małek. Jedna, ta którą spotkasz na ulicy. Wysoka, przystojna, proporcjonalnie zbudowana młoda kobieta. O miłej, zazwyczaj uśmiechniętej buzi, okolonej wianuszkiem misternie uplecionych dredów, przylepionych do kształtnej główki. Pomyślisz, że to jedna z wielu dziewczyn, które pół dnia spędzają przed lustrem, zanim wyjrzą, jaka dziś pogoda, podumają, co na siebie włożyć i zastanowią się, czy aby nie za wiele kalorii zawierało śniadanie. W istocie, ta Beata żyje na sposób niczym nie różniący się, wręcz identyczny do jej rówieśnych. Dom, kiedyś szkoła, dzisiaj praca w prywatnej firmie brata, póĽniej trochę przyjemności: wyskok na dyskotekę, do kina, które szczególnie sobie upodobała, randka z chłopcem, dom. I nazajutrz ponownie: dom, praca, trochę przyjemności...

    Jest jednak i Beata druga. Ta, niczym Stevensonowski pan Hyde, rodzi się w salach treningowych w Studio Odnowy Biologicznej Dariusza Dorbacha przy ul. Lwowskiej i w Wyższej Szkole Biznesu-NLU. Z twarzy znika uśmiech, dżinsy zastępuje dres, na dłoniach skórzane rękawice. Intensywna rozgrzewka, kilkadziesiąt przysiadów, pompek, trochę walki z cieniem, ciosy na tzw. tarczę i najczęściej sparing. Przeciwnicy - wśród dziewcząt równych sobie nie znajduje - nie wyglądają po nich jak mężczyĽni przygotowywani do konkursu Mister Universum...

    Bo Beata jest też bokserką. I to nie byle jaką. Sławy Iwony Guzowskiej czy Agnieszki Rylik jeszcze nie zdobyła, można jednak iść o zakład, że zapewne już niedługo odsunie w cień utytułowane prekursorki.

    Właściwie sama nie wie skąd i kiedy się to wzięło. "To", czyli upodobanie do walki wręcz. Wychowywała się przecież w zgodnej, spokojnej rodzinie, w której może się i nie przelewało, ale też na biedę narzekać grzechem by było. A już o jakiejkolwiek agresji nie mogło być mowy. Bronić się więc przed nikim nie musiała. Pewne zasługi w póĽniejszych dokonaniach Beaty przypisać sobie może starszy brat Andrzej, który chodził gdzieś na siłowe treningi. Opowiadał wieczorami siostrze o miłym uczuciu zmęczenia po forsownym wysiłku, o satysfakcji z odnoszonych sukcesów, wspominał też o goryczy porażki. Spodobało jej się to na tyle, że w końcu przemogła wstyd i zgłosiła się do szkółki bokserskiej o dumnej nazwie Tiger Kick, prowadzonej przez... artystę malarza Ryszarda Miłka.

    To był rok 1999. Początki, jak to wszędzie i dla każdego, łatwe nie były. Nieraz dostawała porządnie w skórę, czasem łzy złości i bólu aż same cisnęły się do oczu, ale wytrwała. Kiedy po upływie dwóch lat Miłek coraz wyraĽniej zaczął ciążyć ku swej drugiej życiowej pasji - plastyce, podopiecznych pozostawiając trochę samym sobie, Beata zdecydowała się na zmianę trenera. To był czas upadku Superfightera, pierwszoligowego klubu bokserskiego, którego mecze przyciągały do hal setki spragnionych męskich emocji sądeczan. Jego twórca Radosław Pietrzkiewicz miał akurat trochę więcej wolnego czasu. Przyszła więc któregoś dnia do studia odnowy przy Lwowskiej i... tak już zostało.

    - Beata bardzo niewiele wówczas potrafiła, popełniała mnóstwo błędów - przyznaje Radek. - Dostrzegłem w niej jednak rzadko dziś spotykaną u początkujących sportowców chęć do pracy. Początkowo trenowaliśmy trzy razy w tygodniu. Pomyślałem, że to trochę za mało, swoimi obowiązkami podzieliłem się więc z Jerzykiem Galarą, prowadzącym do dzisiaj zresztą istniejący Sądecki Klub Bokserski. Uznałem w końcu, że dość już tego kiszenia się we własnym sosie, że czas rzucić Beatę na głębsze wody.

    Pojechała więc niedoświadczona zawodniczka na pierwsze w historii mistrzostwa Polski kobiet w boksie. Start w Tarnowie nie mógł się skończyć inaczej. Już w pierwszej walce przegrała z Koszelą z PKB Poznań. Jak na ironię, porażka ta równoznaczna była z brązowym krążkiem. W kategorii Beaty do rywalizacji zgłosiło się bowiem wówczas tak niewiele zawodniczek, że już sam udział w zawodach równoznaczny był z medalem.

    W marcu 2002 krajowy czempionat rozgrywany był w Zawierciu. Tam Beata startowała już znacznie bardziej pewna swych możliwości. I rzeczywiście. Przez turniej przeszła jak burza, po raz pierwszy okalając się mistrzowskim pasem. Sukces ten powtarzała jeszcze dwukrotnie: w lutym 2003 i 2004 w szczęśliwym dla niej Grudziądzu. W krajowym ringu niepokonana pozostaje zatem od przeszło trzech lat.

    Te wewnętrzne sukcesy stały się tak częste, że aż przestały być dla niej Ľródłem radości. Na arenie międzynarodowej zadebiutowała podczas turnieju im. Ahmeta Comerta w Turcji, gdzie dotarła do półfinału. Jeszcze lepiej powiodło się sądeczance za zawodach w węgierskim Pecsu. Tam sięgnęła po drugą lokatę.

    W pażdzierniku 2002 r. przyszedł czas na pierwszy poważny egzamin. Mistrzostwa świata, których gospodarzem była Turcja, zgromadziły na starcie wszystkie najlepsze zawodniczki globu. W tej sytuacji ćwierćfinał, w konsekwencji miejsce 5-8, uznać należy za sukces Beaty. A mogło być znacznie radośniej.

    Na jej drodze do strefy medalowej stanęła Francuzka, póĽniejsza zdobywczyni złotego medalu - kontynuuje Radek. - To nie była walka. Masakra - to słowo jest chyba najwłaściwsze. Zawodniczki niemiłosiernie się okładały i trudno doprawdy było wskazać lepszą. Sędziowie musieli jednak wytypować zwycięzcę. Wybrali bardziej utytułowaną rywalkę. Ale już po turnieju ta przyznała, że w trakcie boju z Beatą były takie momenty, kiedy dosłownie bała się o swe życie.

    Również w ćwierćfinale zakończyła Małkówna swą przygodę z czempionatem Europy, odbywającym się na Węgrzech. Z tą tylko różnicą, że tym razem przegrała na własne życzenie. Zlekceważyła chyba bardzo słabą w istocie Turczynkę, a kiedy zorientowała się, że coś idzie nie tak, było już za póĽno. Porażka nie tylko ją rozwścieczyła. O mało nie doprowadziła do zakończenia kariery. O tym, że nie warto się załamywać przekonali ją nie bez trudu pospołu Pietrzkiewicz i Czesiek Bocheński, inny sądeczanin zwariowany na tle boksu.

    Węgierskie niepowodzenie powetowała sobie Beata wkrótce w reprezentacji Polski zwycięskimi potyczkami stoczonymi podczas międzypaństwowych konfrontacji z Włochami, Ukrainą i dwukrotnie z Węgrami.

    *****

    Beata nie lubi "bezinteresownej" przemocy. Nigdy na nikogo bez powodu ręki nie podniosła. Między astronomiczne, przez zawistników z brudnego palucha wyssane bzdury należy włożyć pogłoski o jej podwórkowych bójkach toczonych o pieniądze. Pietrzkiewicz tylko się uśmiecha.

    - Rzeczywiście, dziewczyny chętnie się teraz leją po twarzach - powiada. - Chętniej niż chłopaki. I to nie na żarty. Kiedy w grę wchodzi gotówka, nie ma zlituj się, nie ma uproś. Ale to nie Beata. Wiem za to jedno: żadnemu śmiałkowi nie radziłbym zaleĽć jej, albo komuś, kogo lubi, za skórę. Potrafiłaby zrobić krzywdę...

    *****

    Nowy etap w sportowym życiorysie Beaty rozpoczął się z początkiem bieżącego roku. Trochę znużona monotonią ćwiczeń typowo bokserskich, spróbowała sprawdzić się w kickboksingu. Na "dzień dobry" wygrała toczone w Lublinie zawody o Puchar Polski. Sukces ten zaowocował powołaniem do kadry narodowej na turniej o Puchar ¦wiata na Węgrzech. Bezdyskusyjne zwycięstwo Małkówny było sensacją międzynarodową. Bliżej nieznana Polka w pył rozbiła wszystkie rywalki, urastając w ten sposób do roli faworytki w planowanych na paĽdziernik mistrzostwach Europy w Serbii. Kolejny pucharowy występ we Włoszech wypadł z marszu, nagle, bez jakichkolwiek przygotowań. Ale i na Półwyspie Apenińskim dotarła do finału, gdzie nie sprostała od lat specjalizującej się w kickboksingu, piekielnie mocno kopiącej Fince. Beata powiada, że była to jej najcięższa dotąd życiowa próba w ringu.

    *****

    Strach? Nie zna tego pojęcia. W ringu przed żadną rywalką nie pękała. Jednego, czego się obawia, to społecznego rezonansu jej niepowodzeń. Martwi się, co o występach powiedzą najbliżsi, jak ocenią jej postawę. Może właśnie dlatego jest tak oszczędna w publicznych wypowiedziach.

    Nie ma co ukrywać, że ciężko się z nią pracuje - to jeszcze raz Pietrzkiewicz. - Ma perfidnie poukładaną, skomplikowaną psychikę. Niezmiernie obawiałem się, jak przyjmie frajerską porażkę w finale mistrzostw Polski w kickboksingu z Katarzyną Furmaniak z Siedlec. Przez to niepowodzenie nie pojechała na mistrzostwa Europy, skąd miała przywieĽć któryś z medali. W ten sposób straciliśmy najważniejszą imprezę sezonu. Całą roczną pracę, okupioną ciężką kontuzją, póĽniej operacją kolana, diabli wzięli. Bardzo się więc bałem, czy dziewczyny to nie podłamie. Ale nie, wręcz przeciwnie. Jeszcze nigdy dotąd nie widziałem takiej determinacji w jej treningach. Najwidoczniej bardzo się zmieniła, wydoroślała. Ma już przecież 21 lat.

    *****

    Państwo zapewne zauważyli, że ani razu w niniejszym tekście nie pojawiła się wypowiedĽ Beaty. Choć spędziliśmy z nią sporo czasu, zaledwie dwa razy wspomniała o sobie: przyznała, że ma chłopaka, którego imienia nie zdradzi, ale który nie ma nic przeciwko jej bokserskim pasjom, a także zapewniła, że po porażce w finale MP w kickboksingu "ona im jeszcze pokaże". Dobrze przynajmniej, że komunikatywny jest jej trener. W przeciwnym wypadku reportaż ten by nie powstał. Bo taka właśnie jest Beata: wielka niemowa. Nieprawdopodobnie skryta w sobie, za grosz nie okazująca uczuć. Nie znosi po prostu znajdować się w centrum towarzyskiego zainteresowania. Znacznie bardziej "wymowna" jest za to w ringu...

    do góry  

    Honory dla Beaty...

    We wtorek 12.10.2004, podczas sesji Rady Miasta, Beata Małek uhonorowana została w uznaniu sportowych osiągnięć i za promowanie królewskiego grodu w kraju i poza jego granicami pamiątkowymi grawertonami od Rady Miasta i prezydenta Nowego Sącza.

    do góry  

    Zwycięstwo debiutantki

    23 maja 2004r. w turnieju Pucharu Świata w kick boxingu, który odbył się w węgierskiej miejscowości Nigerhaza, Beata Małek zdobyła złoty medal w kat. 65 kg.
    Beata Małek od 6 lat trenuje boks i kickboxing w nowosądeckim klubie Superfighter, pod wodzą trenera Radosława Pietrzkiewicza. Do tej pory zdobyła m.in. trzy tytuły mistrzyni Polski.
    W swym debiucie w PŚ od razu stanęła na najwyższym podium. W ćwierćfinale miała wolny los, w półfinale pokonała Węgierkę Katrian Crehi, a w finale jej rodaczkę Bruner Rogalaik na punkty 3-0. - Walka trwała trzy razy po dwie minuty.W drugiej rundzie Węgierka była liczona.

    do góry  

    :: LINY & LINKI:

    Onet o boksie

    Interia o boksie

    PolskiBoks.Pl

    Boxing.Pl

    BoxingForum.Pl

    Strona PZB

    Strona MZB

    SportyWalki.Pl

    Katalog stron o boksie


    :: SUPERFIGHTER WSPIERAJĄ:

    Wytwórnia Lodów "LWOWIANKA"

    WaPro Sp. z o.o.

    Dziennik Polski

    Kino Kolejarz

    Stronę sklecił Ouvec w styczniu 2005 a ostatnio mieszał .